Czy człowiek jest z natury dobry – centrum dobra, centrum zła?

23/09/2018; autor: Fundacja TERAZ

Przed trzema miesiącami dwunastu chłopców z drużyny piłki nożnej wraz z trenerem, utknęło w zalewanej wodą tajskiej grocie. Świat zamarł z przerażenia. Ruszyła globalna pomoc.

Z odsieczą przybyli amerykańcy komandosi, brytyjscy nurkowie i japońscy speleolodzy. Zespół Elona Muska zbudował nowatorską kapsułę dla transportu młodych piłkarzy. Miliardy śledziły postępy akcji ratowniczej w transmitowanych na żywo relacjach specjalnych wysłanników największych telewizji. Tymczasem, według najnowszego raportu UNHCR, agendy ONZ zajmującej się uchodźcami, od początku roku w Morzu Śródziemnym utonęło w ciszy 1 600 osób, pragnących uciec do Europy, do lepszego, bogatszego i sprawiedliwszego świata. Na osiemnaście osób wsiadających w Libii lub Tunezji do kutrów, szalup i pontonów, jedna ginie. Nikt (no, prawie nikt), nie pędzi im na ratunek, nie wznosi modłów i angażuje intelektu dla wybawienia ich z opresji. To nie jest news. Na nikim już nie robi wrażenia wiadomość, że w Morzu Śródziemnym utonęli kolejni uchodźcy, więc nie może ona otwierać serwisów informacyjnych.

Co to mówi o nas, jako gatunku? Jacy jesteśmy? Homo sapiens jest raczej dobry, czy raczej zły z natury? Odpowiedź jest bardziej skomplikowana niż określenie czy szklanka jest do połowy pełna, czy też w połowie pusta, czyli najprostszym teście na optymizm. Dyskutują o tym od wieków i filozofowie i teologowie.

Ci, którzy uważają, że człowieka stworzył bóg, wierzą, że wszystko, co stworzył było dobre (w przypadku Adama i Ewy nawet bardzo dobre). Jednak nawet pierwsze egzemplarze rodziny człowieczej nie bardzo się udały, a dalej było właściwie gorzej. Nie pomogło zniszczenie Sodomy i Gomory, ba, nawet potop niczego nie zmienił. Człowiek zabijał, kradł, oszukiwał i niewolił współbrata. Czynił sobie ziemię poddaną, okradając ją z bogactw naturalnych, fauny i flory. Poleciał eksplorować kosmos, nie rozwiązując problemów biedy i głodu na własnej planecie.

Ci, którzy uważają, że człowiek wyewoluował od małpy i jest po prostu najrozumniejszym ze zwierzaków też mają problem; inne gatunki nie zabijają bez powodu, nie kradną (sroki są wyjątkiem), nie znają niewolnictwa, ksenofobii i rasizmu. Oczywiście można narysować subtelne analogie. Imperializm potraktować, jako walkę o terytorium, a obronę własnego stada i napadanie na inne nazwać nacjonalizmem. Niemniej w świecie zwierząt, z winy zwierząt, nie zdarzył się Holocaust.

Czy jest tak, że jest w nas połowa dobra i połowa zła i jakiś nieznany wyzwalacz sprawia, że ta proporcja ulega gwałtownej deformacji? Bo gdyby grzech pierworodny potraktować metaforycznie, można przyjąć, że jesteśmy naznaczeni złem, a zatem bardziej skłonni do krzywdzenia innych, czasem nawet do czerpania z tego radości. Ale czy ktokolwiek czyniący zło musi być do końca zły? Czy prosty schemat – robię dobrze – jestem dobry, robię źle – jestem zły, wyczerpuje poszukiwania? Gdzie miejsce na obszerny środek uczynków zwykłych, przeciętnych lub kompromisowych (o ile nie chodzi o kompromis moralny), uczynków, przed którymi nie zawsze idzie uporządkowana refleksja, eliminująca nasze codzienne zaniedbania i zaniechania? Bo to utrudnia życie.

A nie żyjemy w próżni; odwrotnie – ciągle zmagamy się z losem, musimy podejmować decyzje, dokonywać wyborów między fałszem a prawdą, szczęściem i cierpieniem, dobrem i złem, choć czasem trudno wyznaczyć granicę. A nasze wybory nieustannie nas kształtują. Inklinują kolejne decyzje. Potocznie mówi się o bagażu doświadczeń. Wybór małego, „niewinnego” zła, oswaja. Przełamanie tabu powoduje gotowość do kolejnych, „zaawansowanych” prób.

Co nie znaczy, że nie ma w nas dobra. Komendanci obozów koncentracyjnych kochali swe rodziny. Czynienie dobra dzieciom, żonom, kochankom, rodzicom czy wreszcie towarzyszom w nazizmie, dawało im szczęście. Nawet, jeśli w biurze z widokiem na komory gazowe odczuwali pewien emocjonalny dyskomfort, to już powrót do domu z biżuterią dla żony i bucikami dla dzieci, pozwalał uspokoić sumienie.

Schopenhauer miał złe zdanie o ludziach (w szczególności o kobietach). Uważał, że człowiek jest z natury zły, a „te tysiące, które w naszych oczach spokojnie obcują ze sobą, są niczym innym, jak stadem wilków i tygrysów, którym tylko nałożono kagańce”.

Współczesna nauka zdaje się zaprzeczać słowom filozofa. Profesorowie z uniwersytetu Yale przekonują, że wyczucie dobra i zła jest w nas wrodzone. Powołują się na obserwacje dzieci; 80 procent z nich wybiera zabawki odgrywające w przedstawieniach lalkowych role postaci, które pomagają innym, są pozytywnymi bohaterami. Ale uwaga! Czy fascynuje nas postać Luke’a Skywalkera? Możemy go lubić, lecz imponuje nam przecież Gwiazda Śmierci.

Kiedy jednak świat przestaje być bajkowo czarno-biały, wybory komplikują się. Ważne, by umieć zaszczepić dzieciom wewnętrzny kompas (sumienie), które stale będzie podpowiadało dobry kierunek. A ponieważ uczonym udało się ustalić różnice budowy mózgów altruistów od mózgów samolubów, będzie to nawet można zbadać.

„Centrum dobra” mieści się u zbiegu płatów skroniowego i ciemieniowego. Kierowany przez Ernsta Fehra zespół naukowców z Uniwersytetu w Zurychu wykazał, że ludzie prawi, szlachetni mają za uszami więcej (substancji szarej) niż pozostali.

Chociaż… jak uważał Machiavelli: „Ludzie wybierają najczęściej rozwiązania pośrednie, które są najgorsze ze wszystkich, a to, dlatego, że nie potrafią być ani całkiem źli, ani całkiem dobrzy”.