Zmiana

Jedyną stałą w życiu rzeczą jest zmiana, wszystko płynie, dwa razy nie da się wejść do tej samej rzeki – tak mniej więcej mówił już sześć wieków przed naszą erą Heraklit z Efezu. Nic z jego myśli nie straciło na aktualności, choć dziś lubimy podkreślać, że świat, w którym przychodzi nam żyć tak pędzi, że przestajemy za nim nadążać. Że oto funkcjonujemy w procesie nieustannych zmian.

Można z tym dyskutować, bo w każdej mijającej epoce mówiono o przyspieszeniu, któremu trudno sprostać, porównywano stare, spokojne czasy z tym, co przynosiła teraźniejszość („ówczesność”). Problem istniał jednak  zawsze. Na jedne przeobrażenia nie mamy wpływu; rozwijamy się, osiągamy dorosłość, starzejemy się, jak reszta natury, której częścią jesteśmy. Inne przychodzą znienacka, choć być może sygnalizowały je symptomy, które przegapiliśmy. Jeszcze inne pojawiają się w naszych głowach, jako decyzje o tym, żeby jakoś (najczęściej) poprawić nasze życie.

Naturalnych procesów zmian, wynikających z upływu czasu, nie jesteśmy w stanie uniknąć. A właściwie nie byliśmy, bo trwają próby, aby ten czas zastopować, a nawet cofnąć. Operacje plastyczne, nowoczesna protetyka, terapie hormonalne, tabletki na potencję, to przecież pomysły na oszukanie zegara.

Gdy przyjmiemy, że chęć wprowadzania zmian wynika z potrzeby osiągnięcia celów, które sobie wyznaczamy, znaczy to tyle, że chcemy świadomie poukładać sobie dalsze życie. A jeśli boimy się tych duchowych przemeblowań, to z reguły dlatego, że nasza oswojona rzeczywistość, jak trudna by nie była, jest nam znana, inna jest obca, więc napawa lękiem. Jednak trzeba się z nią mierzyć, bo musimy zmieniać pracę, borykać się z jej brakiem, podejmować decyzje o rozwodzie czy zmianie partnera życiowego, myśleć o przeprowadzce, pozwalać dzieciom, by się usamodzielniły, godzić się ze stratą najbliższych osób. Od nas zależy jak pokonamy bariery przed reorientacją, jak przygotujemy się na przyjście nowego.

Cudowne, znane z babskiej literatury, powiedzenie: „pomyślę o tym jutro” jest w pewnym momentach wspaniałym remedium na lęk i stres przed zwrotem w naszym życiu. Nie da się jednak tego myślenia przekładać w nieskończoność.

Jeśli nauczymy się (spróbujemy?) potraktować zmianę jako pas transmisyjny naszego rozwoju, nie musi być ona tak bolesna. Bo wprawdzie „co nas nie zabije, to nas wzmocni”, warto dostać koło ratunkowe, które będzie nas asekurować przy skoku na głęboką wodę zmian.