12/08/2021; autor: Fundacja TERAZ
Dieta (diaita) w starogreckim oznaczała sposób odżywiania. Dziś właściwie znaczy to samo, choć zwykle mówi się o niej w kilku kontekstach. Po pierwsze, jako powszechny w jakiejś społeczności czy też rejonie sposób odżywiania. Po wtóre (dieta alternatywna) jako świadoma rezygnacja z pewnych pokarmów czy nawet sposobów jej przygotowywania. Tu szerokie spektrum; od diet odchudzających po weganizm czy frutarianizm. Niektóre choroby wymuszają stosowanie diet leczniczych, eliminujących pewne produkty, dopuszczając niewielkie ilości innych, a zalecające jeszcze inne.
Czwarty obszar to dieta doświadczalna, na którą składają się pokarmy wykorzystywane w badaniach żywieniowych.
Ponieważ nasze komórki obumierają co 35 dni, „wsad” jaki dostarczamy naszemu organizmowi przekłada się na jakość reinkarnacji tych komórek.
Jak jednak zapanować nad tym wsadem?
Już prawie 100 lat temu amerykański dietetyk Victor Lindlhar w swoich publikacjach utyskiwał, że „90 procent chorób znanych człowiekowi spowodowanych jest przez tanią, kiepskiej jakości żywność”. Od jego czasów sytuacja znacznie się pogorszyła. W 2004 roku hitem okazał się dokument o bardzo popularnych w Ameryce fast foodach, a dokładniej o sposobie, w jaki doprowadzają one Amerykanów do otyłości. „Super size me” Morgana Spurlocka to historia mężczyzny, który przez cały miesiąc żywi się wyłącznie w barach szybkiej obsługi. Tyje i pogarszają się wyniki jego badań lekarskich.
Jednak rzecznik prasowy McDonald’a z uporem utrzymywał, że ich jedzenie jest zdrowe i pożywne. American way of life jest w Polsce coraz bardziej popularny. Obecny w Polsce od 1992 roku McDonald’s otworzył 400. restaurację. Sieć Burger King szuka gruntów pod nowe lokalizacje. Chce na nich stawiać zarówno własne restauracje, jak i proponować właścicielom franczyzę. Do 2021 roku amerykańska sieć chce mieć w Polsce 200 obiektów. Być może jest to wynikiem powolnego spadku popularności fast foodów w ich ojczyźnie. Może jednak film Spurlocka przyczynił się w jakiejś mierze do tego, że Amerykanie (bardziej świadomi) powoli zmieniają swoje menu. Gdy w porze lunchu lokatorzy Manhattanu ustawiają się po owocowe koktajle i organiczne sałatki, lokale McDonald’s czy innych fast-foodów bywają puste. Coraz częściej też muszą rezygnować z drogich lokalizacji w centrum.
Kłopot ze zdrowym jedzeniem dotykają nie tylko konsumentów szybkiego jedzenia. Od lat największe przekręty robi się na produkcji żywności. Jej wytwórcy zostali wprawdzie zmuszeni do podawania na opakowaniu składu sprzedawanego produktu, więc mniej więcej wiemy, ile chemii on zawiera. Ale to nie działa w przypadku warzyw i owoców ani pieczywa (które nota bene w blisko 50 procentach ma zaniżoną wagę). Soki owocowe zawierają czasami nie tylko więcej – niż podaje się na etykiecie – wody, ale także barwniki czy substancje słodzące. Kupując w supermarketach nie wiemy ile razy odświeżane było mięso ani ile jest mięsa w mięsie (pompowanie wodą). Oczywistą alternatywą mogłyby wydawać się tzw. sklepy ekologiczne, ale w nich z kolei żywność jest wielokrotnie droższa i niekonieczne zdrowsza; dla przykładu marcu 2018 Dyrektor Biura Rolnictwa Ekologicznego i Produktów Regionalnych w Ministerstwie Rolnictwa cofnął lub unieważnił czternaście certyfikatów.
Nie bez znaczenia dla naszych preferencji jedzeniowych jest też reklama telewizyjna, która przekonuje np., że na śniadanie najlepsze są ciastka albo zatopione w czekoladzie płatki kukurydziane. Na przekąskę „nasze polskie ziemniaczki” czyli smażone i solone chipsy ziemniaczane, naprzemiennie z nafaszerowanymi sztucznymi barwnikami i cukrem napojami gazowanymi. A przecież udowodniono, że cukier nie tylko nie krzepi, ale napędza globalną epidemię otyłości, ma swój wkład w umieralność na cukrzycę, schorzenia sercowe i raka. Uważa się go za substancją toksyczną, której spożycie należy kontrolować, jak używanie tytoniu i alkoholu, i tak samo przed nim ostrzegać.
Tempo życia także wpływa na pośpiech żywieniowy; wciąż kupujemy dużo produktów mocno przetworzonych. Wrzucamy pizzę do mikrofali i obiad gotowy. Zupy w proszku, pierogi w plastiku, smażony schabowy pod folią. Na deser batonik. Efektem jest tycie społeczeństwa: w Polsce nadwagę lub otyłość ma już 64 proc. mężczyzn i 49 proc. kobiet. Przez ostatnie 20 lat trzykrotnie wzrosła liczba dzieci z nadwagą. Nasze 11-latki są grubsze niż ich rówieśnicy w Europie i USA. Skala problemu narasta – naukowcy mówią wręcz o epidemii otyłości wśród młodego pokolenia, a Światowa Organizacja Zdrowia uznała otyłość za najgroźniejszą chorobę przewlekłą, która nieleczona prowadzi do rozwoju chorób układu krążenia, cukrzycy typu 2, zespołu metabolicznego, zaburzeń hormonalnych oraz zwiększa ryzyko zachorowań na niektóre nowotwory.
Hipokrates raz jeszcze: „Niechaj pożywienie będzie lekarstwem, a lekarstwo pożywieniem”. Wybór powinien więc być prosty, bo wpływ diety na zdrowie, psychikę jest ewidentnie udowodniony, ba, najnowsze badania dowodzą, że ma ona nawet bezpośredni wpływ na sekwencję DNA, a ta daje podstawy do wszystkiego – między innymi prewencji raka, ch. Alzheimera, itp.
Na szczęście moda żywieniowa się zmienia. W 1986 roku, po otwarciu przez sieć McDonald’s lokalu w zabytkowej części Rzymu, w pobliżu Hiszpańskich Schodów, w proteście ukonstytuowała się organizacja Slow Food. Jej podstawowe hasło „Obrona prawa do smaku” szybko przekroczyło granice Włoch stając się maksymą eko-gastronomików w szerokim i wciąż rosnącym ruchów ekologicznych. Ruchy te, poza troską o skład pożywienia zaczyna coraz bardziej zajmować się sposobami jego pozyskiwania.
Od pierwszego nowożytnego wegetarianina z powodów etycznych – Leonarda da Vinci do XIX wieku, wybór takiego rodzaju diety był raczej jednostkowy. XX stulecie przyniosło jej dużą popularność aż do rozwoju nowej odmiany diety jarskiej, jaką jest weganizm.
Bycie „wege” nie odnosi się wyłącznie do spraw związanych ze zdrowym żywieniem, eliminującym wszystkie produkty pochodzenia zwierzęcego, nawet jaj, mleka i miodu ale oznacza filozofię i styl życia, który dąży do wykluczenia – na ile to możliwe– wszelkich form wykorzystywania, okrucieństwa wobec zwierząt używanych jako jedzenie, ubranie czy z jakiegokolwiek innego powodu. Na razie weganie stanowią od 0,5 do 1 procenta społeczeństw świata, ale ich liczba rośnie. Tym bardziej, że badania naukowe tak wegetarianizmu (i jego odmian, jak choćby semiwegetarianizm), jak i weganizmu wykazują, że są one bezpieczne i zdrowe dla ludzkiego organizmu.
Spoglądając na piramidę żywnościową, prawie rokrocznie aktualizowaną przez Instytut Żywienia i Żywności widać wyraźnie jak odchodzimy (jak powinniśmy odchodzić?) od diety opartej na mięsie i tłuszczach zwierzęcych, w stronę tej bazującej na warzywach i owocach – tych mniej, ze względu na fruktozę, czyli cukier roślinny i produktach wieloziarnistych. Nawet jeśli filozofię wege uważamy za przesadną i wierzymy, że mamy sobie czynić ziemię poddaną w każdym wymiarze. No i jeszcze ważny jest RUCH, bo bez niego każda dieta zrobi tylko fragment roboty 🙂
Jak radykalnej zmiany we własnej diecie chcemy/powinniśmy dokonać? Jeśli zechcemy zrozumieć, że jesteśmy tym, co jemy, ta zmiana powinna być przede wszystkim świadoma. Jeśli nie potrafisz tego sam, zawsze możesz skorzystać z wsparcia profesjonalistów, np. psychoterapeuty lub psychodietetyka.