12/09/2016; autor: Fundacja TERAZ
Egzamin (rumuński tytuł – Bacalaureat) film w reżyserii i według scenariusza Cristiana Mungiu zrealizowany w koprodukcji z Francją i Belgią; światowa premiera – 19 maja 2016 roku, podczas 69. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes,
Dla części publiczności, która niezbyt uważnie śledzi zmiany kina Środkowej Europy, pierwszy szok nastąpił w 2007 roku, kiedy Złotą Palmę w Cannes odebrał za film „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni” 39-letni nikomu bliżej nie znany reżyser Cristian Mangiu. Wówczas okazało się, jak wielką metamorfozę przeszła kinematografia w Rumunii po upadku reżimu Ceausescu. Zwłaszcza w ostatnich dziesięciu latach, rozwijających tzw. rumuńską nową falę, której znaczącym motywem jest rozliczenie z historią minionego półwiecza, choć dokonywane czasem nie wprost. Christi Puiu, Corneliu Porumboiu, Radu Jude, Radu Munteanu – nazwiska tych reżyserów warto zapamiętać.
W tegorocznej edycji canneńskiego festiwalu Cristian Mangiu został ponownie nagrodzony -tym razem jego obraz pt „Egzamin” uhonorowano statuetką za najlepszą reżyserię.
W pierwszej warstwie jest „Egzamin” typowym filmem obyczajowym, ukazującym życie przeciętnej rumuńskiej rodziny w średniej wielkości prowincjonalnym mieście Dramatyczne wydarzenie – próba gwałtu, dokonana na córce głównego bohatera w przeddzień jej egzaminu maturalnego – rujnuje stabilność systemu, w którym wszyscy funkcjonowali. Może obiektywnie nie był on idealny, ale sprawdzał się całkiem dobrze przez długi czas.
Wprawdzie ojciec rodziny, lekarz w miejscowym szpitalu miał kochankę, ale też wspólne życie z żoną nie opierało się już od dawna na uczuciu. Wprawdzie ona wiedziała o tej trzeciej, ale nie odnajdowała w sobie siły, by odejść. Wprawdzie oboje stracili i wielkie aspiracje, by zmieniać coś wokół siebie, a nawet, by poprawić wzajemne relacje, to stabilność tego układu gwarantowała wspólna troska o przyszłość ich jedynego dziecka. Precyzyjnie przeprojektowali na córkę swoje marzenia o lepszym życiu i zdecydowali za nią, że wyjedzie z Rumunii, w której nie ma szans na zmiany i rozwój. Dostanie stypendium w Anglii i zaraz po świetnie zdanej maturze tam właśnie wyjedzie.
Nieoczekiwana napaść na córkę uruchamia lawinę wydarzeń wcale nie wstrząsających, ale konsekwentnie rujnujących mozolnie sklejone życie. Rezultat egzaminu maturalny jest niepewny, niepewny więc staje się wyjazd za granicę. Ergo – misternie zaplanowana przyszłość dziecka także staje pod znakiem zapytania. Trzeba działać, a cel ma uświęcić środki. Czyli trzeba zgodzić się na pewne kompromisy, byleby zadbać o ukochane dziecko. Spirala się nakręca.
Choć córka nie chce takiej pomocy, choć żona przekonuje, że całkowicie zaprzecza to systemowi wartości, który wpajali jej całe życie, ojciec chce wierzyć, że wszystko robi dla szczęścia jedynaczki, i że ona kiedyś to doceni. „Normalnie takich rzeczy nie robię” – przekonuje wszystkich wokół, ale także siebie, prosząc o „ewentualną korektę” jej egzaminu maturalnego.
Nam, widzom dawnego bloku wschodniego wciąż bliskie bywa takie myślenie, bo wciąż jeszcze otrząsamy się z nawyków tak charakterystycznych dla czasów słusznie minionych. Jednym z nich był udział we wszechobecnej korupcji, niekoniecznie jednak rozumianej dosłownie, jako przekupstwo, ale bardziej jako system, w którym ręka rękę myje, czy też mechanizm, gdzie za wsparcie oczekuje się innej „przysługi”. Zwykli ludzie, którzy z dobrego serca chcieli pomóc swoim bliskim często wikłali się w takie dylematy; skoro nic nie funkcjonuje normalnie, trzymajmy się razem i dbajmy o siebie, za wszelką (?) cenę.
Na końcu filmu główny bohater, którego córka zrujnowała zaprojektowaną dla niej przyszłość, mówi do niej: „Cieszę się, że zrobiłaś to, co podpowiedział ci rozum”. Można zaryzykować twierdzenie, że swój egzamin dojrzałości, choć w dwójnasób bolesny, zdała celująco.