I kto to mówi? – czyli o dialogu wewnętrznym

14/04/2017; autor: Fundacja TERAZ

Dzieci bardzo często rozmawiają ze sobą na głos. Głośno myślą, po prostu. Z wiekiem myślenie zamyka się w głowie, staje się wewnętrznym głosem, nierzadko wymagającym od nas skupienia i namysłu.

Mówimy czasem; jest taki chaos, że własnych myśli nie słyszę. Nie wszystko wymaga oczywiście żelaznej koncentracji, bo myślimy-rozmawiamy ze sobą właściwie bez przerwy i na wszystkie możliwe tematy. Analizujemy to, się dzieje, co już się działo i projektujemy, co dziać się będzie. Oceniamy, krytykujemy, roztrząsamy, bierzemy pod lupę, dzielimy włos na czworo. Angażujemy emocje lub odwrotnie, próbujemy je powściągać. Raz gorąco, raz chłodno. Czasem rozmijamy się płynnie z główną myślą, dając się ponieść w inne rewiry (o czym to ja myślałem?). Czasem zaś bardzo świadomie postanawiamy, że czegoś rozważać nie będziemy, w każdym razie nie w tym momencie. Szczególnie, gdy wiemy, że będzie to dla nas przykre, czy wręcz bolesne, wolimy odkładać, przekładać, jakbyśmy naprawdę wierzyli, że problem rozwiąże się sam (pomyślę o tym jutro?).

W chwilach uniesienia zdarza się, że część tej rozmowy odbywa się na głos. Śmiejemy się często widząc kogoś mruczącego pod nosem. Wariat? Nie, spiera się sam ze sobą i widocznie temperatura dyskusji była tak wysoka…że przeniosła się na zewnątrz. Z kim dokładnie mógł się spierać? Kto zabrał głos? Jakiś ukryty w środku bachor, bezlitosny krytykant , zatroskany rodzic, nauczyciel, pouczyciel, nie wiadomo kto mający zawsze rację, czy jeszcze inna osoba. Kto z nich jest najważniejszy, trudno powiedzieć, jeśli się ich jakoś nie uporządkuje. Są ważni, bo każdy pełni jakąś funkcję i właściwie wykorzystany ( a każdym razie posłuchany w miarę świadomie) może być naszym sprzymierzeńcem. Byle tylko nie zagłuszył innych. A przede wszystkim tego prawdziwie naszego głosu, który czasem ginie w tym zgiełku. Wszystkie osoby- głosy, z którymi rozmawiamy, są echem tego, co zapamiętaliśmy bardzo dawno temu, co wpoili nam ważni dla nas ludzie często jeszcze w dzieciństwie. Pod nimi kryje się ten najbardziej osobisty ton, który przemawia w pierwszej osobie.

W naszym wewnętrznym rozmawianiu najczęściej jest tak, że jeden głos jest pozytywny i optymistyczny, a drugi jest jego przeciwieństwem. Pozornie brzmi jak realista, w rzeczywistości jest okropnym pesymistą, który obrzydza wszystko, co sobie i o sobie pomyśleliśmy. Strasznie nas krytykuje, a gdy nie umiemy go uciszyć, potrafi nieźle podeptać naszą pewność siebie. Bywa czasami pożyteczny, gdy nasz latawiec optymizmu szybuje w obszary nierealnych wyżyn i potrzebuje maleńkiej linki, żeby go odrobinę powściągnąć, co oczywiście nie oznacza ściągnięcia w kałużę. Tu przydatny jest „ten trzeci”, który nada wszystkiemu odpowiednie proporcje. Było wysoko, było cudnie, ale trochę niebezpiecznie. Osiądź na czubku przygodnego drzewa i obserwuj stamtąd ewentualne zagrożenia.

Od tego jak ze sobą rozmawiamy, komu pozwalamy zabrać decydujący głos w swojej głowie, wiele zależy – przede wszystkim postrzeganie świata, a pośrednio także to, jak odbierają nas inni. Harmonia naszych wewnętrznych osób-głosów pozwala nam także motywować się do działania, a potem to działanie kontrolować poprzez udzielanie sobie praktycznych rad (zrób to tak), poszukanie sprzymierzeńca (tata byłby ze mnie dumny), czy dodania sobie otuchy (niczym nie ryzykuję).

Jeśli motywowanie zaczyna nabierać charakteru przymusu (trzeba, nie można nie zrobić, powinieneś, nie wolno) można przypuszczać, że w harmonii pojawia się dysonans. Jeśli łapiemy się na tym, że nierealistycznie myślimy na przykład o nowym związku albo wkurzamy się nadmiernie na rzeczy, na które nie mamy wpływu, można sądzić, że próbuje nami rządzić dziecko, którego kawałek każdy nosi w sobie. Jeśli nasze w nasze racjonalne myślenie wtrąca się jakaś „mamusia”, mówiąc nam: „nigdy nie byłeś w tym dobry”, albo: „nie poradzisz sobie” – to nie jest pomocny głos, który nas ochroni przed popełnieniem błędu, tylko zabójczy krytykant, który podstawia nam nogę. Warto wówczas zadbać o przywrócenie harmonii; wsłuchanie się w nasz własny głos, który, przywoła do porządku okazjonalnych intruzów wewnętrznych i przywróci kontrolę nad emocjami.