Nietolerancja tolerancji

17/03/2017; autor: Fundacja TERAZ

Mógłbym powiedzieć, że tolerancja jest uprzejmym uznaniem cech, poglądów i działań innych osób, które są obce naszym własnym zwyczajom, wierzeniom i upodobaniom. W ten sposób bycie tolerancyjnym nie oznacza obojętności wobec działań i uczuć innych. Musi też istnieć zrozumienie i empatia. [ALBERT EINSTEIN]

Kiedy lękliwie rozglądamy się wokół, szukając obcych, kiedy podziały, jak w dawnych wiekach oscylują między dogmatami religijnymi a świecką swawolnością (w tym lewackością, genderyzmem i cywilizacją śmierci), warto przypomnieć słowo „tolerancja”. Wielu pojmuje ją wąsko, kojarząc z pokrewnym „tolerowanie”, czyli traktowanie ze względnym pobłażaniem, oceniane nagannie zachowania lub zjawiska. Czy też godzenie się na czyjąś obecność, mimo braku dla gościa aprobaty.

I choć można znaleźć wspólny źródłosłów dla „tolerancji” i „tolerowania”, znaczeniowo rozpinają się one między „znoszeniem” czegoś a „akceptacją” dla czegoś. Przestrzeń jest zatem pojemna, osobliwie, gdy rozważa się takie kwestie jak dyskryminacja na tle rasowym, narodowym, seksualnym czy nawet niepełnosprawność. Tolerancja w szerszym rozumieniu oznacza właśnie poszanowania wobec poglądów, postaw, wyznania, czy odmienności rasowej innych. Nie wymaga naszej zgody na odmienności, ale oznacza dla nich szacunek.

Tolerancja w ujęciu najszerszym jest akceptacją, czyli życzliwym przyzwoleniem na inne postrzeganie świata. Nie świadczy o braku własnej tożsamości. Wręcz przeciwnie. Kiedy globalizacja prowokuje zderzenia kultur i wartości, przydaje pewności siebie, a za nią – ufności we własne wybory i otwarcia na pomysły innych.

Nietolerancja jest łatwiejsza. Życie w tłumie tak samo myślących, kusi pozornym bezpieczeństwem. Choć prędzej wówczas o przemoc, jawiącą się jako obrona spokoju. Tymczasem to nietykalność (praw) drugiego powinna być przecież nieprzekraczalną granicę propagowania i dozoru własnych poglądów. Potencjał nietolerancji drzemie w każdym; uprzedzenia, stereotypy, sztance, szablony i prostackie oceny sprawiają, że łatwo go wzbudzić. Często wynikają z naszego wychowania, naszych wcześniejszy doświadczeń lub aktualnych uwarunkowań.

Bywa, że nietolerancja, jest zjawiskiem dobrym  pożądanym. Nikt normalny nie wyraża przecież zgody na morderstwa i zdrady, więc stawianie znaku równości między tolerancją wobec cudzych poglądów czy zachowań a zgodą na „świat grzechu” wydaje się co najmniej nadużyciem. Rozumiał to autor „Elementarza księdza Twardowskiego dla najmłodszego, średniaka i starszego”: „Nie można być tolerancyjnym wobec kłamstwa, wobec zbrodni, przemocy, gwałtu i nienawiści. Prawdziwa tolerancja pozwala na swobodę wyrażania poglądów i nie walczy z tym co dzieje się w świecie ludzkiej myśli. Wymaga od człowieka jednak odpowiedzialności, szlachetności, uczciwości i prawdy”.

Już w starożytności kierowano się wyrozumiałością w życiu prywatnym przy jednoczesnym poszanowaniu praw publicznych. I to jest chyba najtrudniejsze. Jak przekraczać swoje granice, nie przekraczając granic innych osób? Jak zadbać o swoje potrzeby i uszanować potrzeby innych? Jak stworzyć innym przestrzeń, kiedy sami czujemy się przyparci do muru? Jak umieć się zmieniać i jednocześnie dać innym prawo do pozostania sobą?

Walcząc z iluzorycznym zagrożeniem, coraz częściej zapominamy o tolerancji. Nasilają się ataki wobec przybyszów spoza plemienia. Zaczyna bywać groźnie. Już przed dwoma laty co drugi warszawski licealista deklarował, że nie chciałby mieć za sąsiada Żyda. A czy gdyby to pytanie rozciągnąć na inne narodowości lub grupy etniczne lub jeszcze inne kategorie klasowe lub społeczne, to czy tolerancja byłaby większa czy mniejsza?

Tej lekcji nie da się odrobić raz, odebrać świadectwo i zapomnieć. Kolejne pokolenia muszą rozpoczynać kurs od początku. Dopóki nie zaczną tępić wrogości żerującej na strachu, „Intolerance” Griffitha zachowa symptomy aktualności. Dlatego naszym zadaniem, współczesnego człowieka i pokoleń, które mogą teraz oddziaływać na rzeczywistość, jest to, by kreować zmianę tam, gdzie jest potrzebna i korzystna, a jednocześnie zachować status quo, tam gdzie tolerancja może przynieść więcej szkody niż pożytku.