06/11/2016; autor: Fundacja TERAZ
Marek Adamik urodził się w 1975 roku w Pradze. Do Polski przyjechał z ojcem w 1989 roku jako 14 latek po przejściach. Trudno odnajdował się w nowej rzeczywistości i bał się jej. Lęki odstresowywał alkoholem i nocnymi bójkami. Jak sam o sobie mówił w wywiadach –nie był grzecznym chłopcem. Trafił do (nomen omen) Kąta – młodzieżowego ośrodka socjoterapii, gdzie, dzięki niezwykłemu terapeucie, odnalazł właściwą drogę. Zerwał z dotychczasowym środowiskiem i przyzwyczajeniami. Ponieważ rysował „od zawsze” naturalną ścieżką rozwoju wydały się studia na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych. Jeszcze przed jej ukończeniem osiągnął pozycję wziętego grafika. Jego blisko 700 prac ilustrowało okładki i artykuły najważniejszych tytułów prasowych.
Niedługo po obronie pracy dyplomowej okazało się, że jest poważnie chory, że „dostał wyrok”. Przerażająca diagnoza stała się wyzwalaczem napisania przez niego niezwykłej książki-dziennika „Sensu Sens”. Od jej premiery minęło już półtora roku, ale liczniejsze grono czytelników zyskała po nominacji do Nagrody Conrada 2016 (zdobyła drugie miejsce).
Marek Adamik mówi po polsku perfekcyjnie, choć z lekkim czeskim akcentem. Nigdy jednak nie pisał po polsku, żeby więc opanować literacko język, który nie jest jego ojczystą mową, przeczytał stosy książek. Ponoć najbardziej inspirowała go zła literatura. Z niej uczył się jak nie należy pisać. W ciągu trzech lat powstało około tysiąca stron. Własna redakcja tego niezwykłego dziennika skróciła opowieść do trzystu. Sam książkę zilustrował; choć to słowo nie brzmi tu właściwie. Lepiej byłoby by powiedzieć – do słów dodał obrazy. Dlatego jego opowieść ważna jest w obu tych wymiarach i komponuje się w książkę kompletną, gdzie oprócz słów istotny jest każdy znak graficzny, każda kreska – od rysunku, szkicu do paginacji stron, świadomego różnicowania czcionek czy użycia pustych kartek, które też przemawiają.
„Sensu sens” czyta się jak tabliczkę gorzkiej czekolady. Nie można przestać, choć lekką nutę goryczy wyczuwa się do końca.
Autor podkreśla, że to nie jest książka o chorobie. Dla mnie jest, choć to tylko jedna z jej warstw. Ważna, bo ilustruje reakcje na nieprzewidziane zderzenie z najgorszą do wyobrażenia rzeczywistością. Chorobą, która próbowała mu odebrać mu wzrok i możliwość rysowania. Chciała zamknąć jego świat w czterech ścianach, ograniczając przestrzeń i poczucie wolności, które ceni. Odebrać godność, z jakiej odziera się w szpitalach większość pacjentów. Może nawet życie.
Utalentowany artysta, którego tak bardzo pochłaniała a jednocześnie wypalała praca, że, jak sam zauważył:. „Gdyby nie choroba, przeoczyłbym życie” właśnie z niej uczynił wskazówkę do zmian w życiu. Choroba kazała mu zastanowić się nad tym, co dotąd robił źle, ale nie po to, by zadręczać się przeszłością, ale by wyciągnąć z tego wnioski i spróbować świadomie zaplanować swoje życie. Nie poddał się, choć stawał na krawędzi, stanął do walki, która, szczególnie na początku, wydawała się być bardzo nierówna wobec potęgi przeciwników – tych widocznych niesprawności i niewidocznych, czających się w głowie, niszczących umysł i duszę.
Zmienił radykalnie tryb życia, otworzył się na pomoc medycyny alternatywnej. Rozepchnął zamkniętą przestrzeń, pokonał biesy, które wywołała czy też wzbudziła ze stanu uśpienia choroba.
Wygrał tę rundę i trzeba mieć nadzieję, że metamorfoza, której poddał całe życie, tak frapująco opisana, jako poszukiwanie sensu spowodowała, że jego przeciwnicy wycofali się z walki już na zawsze.
Uważam „Sensu sens” Marka Adamika za książkę wybitną. Udało mu się w wyjątkowo osobisty, oryginalny sposób przetworzyć literacko własne bolesne doświadczenie nieuleczalnej choroby tak, żeby nie usentymentalnić go, ale zuniwersalizować, wprowadzić w region, gdzie niemal dziennikowa narracja nabiera symbolicznego wymiaru, proste codzienne przeszkody i lęki urastają do rozmiarów sennego koszmaru, zaś napięcie buduje się między słowami i zdaniami. Cała książka — z jej oprawą graficzną, z ilustracjami, staje się swoistym dziełem sztuki, artefaktem. Agnieszka Holland