Siła

15/11/2017; autor: Fundacja TERAZ

11 listopada Alejami Jerozolimskimi spłynął mostem na przeciwległą stronę Wisły ponad 50-tysięczny tłum świętujący 99 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.

Marsz tonął w czerwonawej poświacie wybuchających rac, których dźwięk do złudzenia przypominał wystrzały i niezbyt przychylne hasła.

W pochodzie maszerowały całe rodziny z dziećmi, szła młodzież szkolna, studenci. Sporo było harcerzy, gdzieniegdzie widoczne były księżowskie sutanny. A jednak nikt nie reagował. Pozwalał.

W jaki sposób ciemnogród rośnie w siłę pokazuje na przykładzie Białegostoku Marcin Kącki w znakomitej książce „Białystok. Biała siła, czarna pamięć”.

Przypomina  (a niektórym odkrywa tę prawdę), że stolica Podlasia przed II wojną światową była miastem o zdecydowanej przewadze narodowości żydowskiej. Katolicy stanowili około 38 procent jej ludności. Po wojnie zapominano celowo o żydowskiej przeszłości. Wymazano pamięć o niej. Park Centralny powstał na terenie kirkutu; ziemi nawieziono tyle, że macewy stoją zagrzebane w niej pionowo. Z budynków zniknęły mezuzy, dziwne pożary obracają w popiół domy z drewnianych kwartałów miasta, które odradzają się pod postacią apartamentowców czy supermarketów. To w tym mieście na murach mnożą się swastyki, które lokalna prokuratura nazywa hinduskim symbolem szczęścia. Ten symbol tatuują sobie na ramionach skini (u jednego z nich swastyka sąsiaduje ze znakiem Polski Walczącej).

Autor przytacza badania socjolożki Katarzyny Sztop-Rutkowskiej, które potwierdzają przerażający brak świadomości tego, że miasto było niegdyś tyglem wielokulturowości. Obrazują również nietolerancję dla cudzoziemców; deklaruje ją ponad 50 procent społeczności. Co trzeci białostoczanin nie widzi potrzeby edukacji w tej sprawie, a 13 procent nie puściłoby swoich dzieci na takie lekcje. Mieszkańcy Białegostoku nie lubią gejów, Romów ani Czeczenów, co piąty czułby dyskomfort, gdyby jego dziecko poślubiło Żyda, choć według GUS-owskiego spisu ludności zaledwie kilkanaście osób w całym mieście zadeklarowało żydowskie pochodzenie. Najbardziej radykalni w swoich poglądach okazują się najmłodsi białostoczanie.

Chociaż władze miejskie uruchomiły specjalny program „równościowy”, pozostaje on w dużej mierze papierowym zapisem, a wysiłki animatorów kultury, społeczników działających na niwie popularyzacji tolerancji – wyznaniowej, rasowej czy obyczajowej z trudem przebijają się przez beton mentalny.

Kościół katolicki, największy beneficjent funduszy unijnych, wciąż wznosi nowe gmachy, czerpiąc także obficie z kasy miejskiej (ponad 50 procent funduszy Białegostoku  na ratowanie zabytków w 2015 roku), której skarbnicy, wyczuwając ile znaczy biskupie wsparcie, odwołują się do tradycyjnej pobożności Podlasian. Miasto ma 14 honorowych obywateli; blisko połowa z nich to biskupi.

Wdzięcznym polem kooperacji lokalnego tronu z ołtarzem jest także edukacja. Miasto organizuje dla dyrektorów podległych sobie szkół cykliczne seminaria, na które zaprasza katolickich prelegentów, prezentujących jedynie słuszną wykładnię edukacyjną. Wśród pomocy dydaktycznych do pracy z uczniami są np. te, które definiują homoseksualizm, jako chorobę, którą należy leczyć.

W mieście, które dało Polsce profesora Szamatowicza, prekursora in vitro, akceptację dla cudzych przekonań i wyborów odrzuca się a priori. Poklask zyskują natomiast „badania naukowe” pewnej pani profesor, która orzekła, że na cudownej hostii z Sokółki „jest fragment tkanki mięśnia sercowego w stanie agonalnym”.

Kącki próbuje rozłożyć na elementy tę skomplikowaną układankę wzajemnych zależności i relacji. Próbuje także wyjaśnić jak fałszowanie historii, budowanie jej własnej wersji, strach przed innością, staje się pożywką dla niezrozumiałego patriotycznego. Żeby zrozumieć istotę tego zjawiska rozmawia z ludźmi; w urzędach, klubach, kościołach i blokach mieszkalnych. Pyta miejscowych naukowców, włodarzy miasta. Głos oddaje wszystkim, którzy chcą z nim rozmawiać (niektórzy odmawiają).

Kompozycyjnym łącznikiem w reporterskiej podróży w głąb Białegostoku jest postać jego najbardziej znanego obywatela Ludwika Zamenhofa, twórcy esperanto, języka, który łączyć miał obcych sobie ludzi, różne kultury. Niektórych wciąż ta postać uwiera i nie pasuje do wizerunku miasta, choć, jak pisze Marcin Kącki: „Idea Zamenhofa, by ludzie żyli w zgodzie, zawarta symbolicznie w języku esperanto, została w 1977 roku wyryta na złotej płytce i umieszczona w sondzie Voyager, z pozdrowieniem dla  obcej cywilizacji.”

Książka o zmianie, tym razem pytanie, czy o takie zmiany też nam chodzi?

Marcin Kącki

Białystok. Biała siła. Czarna pamięć

Wydawnictwo Czarne, 2015