Starość czy późna dorosłość?

25/01/2017; autor: Fundacja TERAZ

Kilka dni temu minął Dzień Babci i następujące po nim Święto Dziadka. Chyba jedyne takie momenty w kalendarzu, gdy i babcie i dziadkowie radują się swym statusem, nie zaprzątając sobie głowy wiekiem, nieodwracalnością przemijania i lękiem przed nie-byciem.

Zwykle różne problemy życiowe wciąż przypominają im, że wciąż skraca się dystans do lepszego świata (dla jednych) czy do ziemi (dla innych). A życie nieustannie przyspiesza, stawiając przed nimi nowe bariery, które trudno pokonać (cyfryzacja świata). No właśnie: bariery czy wyzwania? Georges Minois, francuski historyk specjalizujący się w takich obszarach jak dzieje religii i kultury, historii społecznej i historii mentalności napisał fascynującą książkę „Historia starości. Od antyku do renesansu”. Dzieło na wpół naukowe, które czyta się prawie jak powieść sensacyjną. Jego wydźwięk jest dość zaskakujący, bowiem autor dowodzi, jak w dzisiejszym starzeniu i starości niewiele jest tego, czego historia przed nami nie znała.

Starość postrzegano jako zjawisko niezwykłe tylko przez moment naszych dziejów, gdy przeciętna średnia życia była bardzo krótka i ponadnormatywne przeżycie tego czasu nasuwało współplemieńcom przypuszczenia o jakimś kontakcie „starych” z siłami nadprzyrodzonymi. Było ich tak niewielu!

Jednak – jak pisze autor: już na etapie społeczeństwa pierwotnego pojawia się problem dwoistej natury podeszłego wieku, który jest źródłem mądrości, a zarazem niedołęstwa, doświadczenia i degradacji umysłowej, autorytetu i cierpienia”. I to się nie zmieniło. Tych, których jeszcze nie dotyczy napawa lękiem, wzbudzając równocześnie nadzieję, że im samym uda się tego uniknąć. Dlatego próbują dotrzymywać kroku młodym, ocierając się czasem o śmieszność. To także już było. Dziś w dużej mierze dotyczy to kobiet, wcześniej przez wieki to one umierały młodo, tracąc życie przy przekazywaniu życia. Odwrotnie niż dziś, powszechniejszym zjawiskiem był wdowiec niż wdowa. Choć, odkąd kobieta przestała „siedzieć w domu” (tak eufemistycznie nazywa się wszystko, co kobieta oddawała rodzinie i domowi), a zaczęła dodatkowo pracować – statystyki się odwracają.

Jak pokazuje historia, nie żyjemy wcale o wiele dłużej, niż nasi antenaci w XIII wieku. Starzejemy się różnie, jak oni. Jednych niemoc umysłowa dotykała wcześniej, inni w wieku lat 80 dokonywali czynów heroicznych. Idealnym przykładem jest Eleonora Akwitańska, matka i babka królów i świętych, która, po 15-letnim uwięzieniu, z tak zwanym ósmym krzyżykiem na karku śmigała między Anglią i Francją, pilnując interesów rodziny.

Metody na przedłużenie młodości i sprawności opisywali już Sumerowie (w epopei o Gilgameszu), a recepturę leków przeciw dolegliwościom, jakie niesie starość, zawiera chiński papirus sprzed 3000 lat zatytułowany „Jak przemienić starca w młodzieńca”. Co ciekawe dzieło dotyczy głownie płci męskiej, a nie kobiet!

Sprawy właściwej diety dla starzejącego się organizmu roztrząsali nawet filozofowie, a Roger Bacon (zmarły także po osiemdziesiątce), w XIII wieku dodał do tego potencjalną szkodliwość wpływu środowiska na zdrowie.

Tak jak dziś – nie wiek a ogólna sprawność była wyznacznikiem pozycji. Jeśli rycerz miał siłę, by dźwignąć miecz, nieważne jakiego koloru włosy skrywał jego hełm. Jeśli kupiec mógł nadal sprawnie rachować, nikt nie odsuwał go od interesów.

Dłużej żyli dbający o siebie (na pierwszym miejscu kler), zaś wykonujący ciężkie prace (stan chłopski) – krócej. Dziś również – tu w danymi spieszą badania amerykańskie, wykazać możemy, ze osoby ubogie i źle odżywiające się żyją nawet o średnio 10 lat krócej. Zatem opieka i dostęp do środków finansowych w okresie późnej dorosłości staje się kluczem do długowieczności.

W przeszłości, już w VI wieku działał prototyp emerytur. Ci z zamożniejszych, którzy nie mogli lub nie chcieli korzystać z opieki rodziny – „wycofywali” się z czynnego życia, zrywali ze światem i swój „stan spoczynku” wiedli w klasztorach, tam przygotowując się na życie wieczne. Niektórzy z nich mieli swoje pomieszczenia i wypłacano im rentę, inni wiedli żywot prawie zakonny. Nie mogli na to liczyć biedacy, choć już w XIII wieku wymyślono „domy spokojnej starości”, gdzie z zamian za wykonywanie drobnych prac staruszkowie mogli oczekiwać schronienia i wiktu.

Co więc się zmieniło? Nasze, społeczne podejście do tych zagadnień. Ono z trudem, ale ewoluowało przez wieki , tak jak przez wieki starość powoli przestawała być „sprawą prywatną”, aby stać się problemem społecznym. Postęp nauki, w tym różnych gałęzi medycyny, sprawił, że daje się przedłużyć ludzkie życie nie tylko w sensie metrykalnym, ale odsunąć  przejście człowieka w „stan spoczynku” (dziś tą umowną granicą odejście na emeryturę). Starość staje się wszechobecna. By usunąć pejoratywny wydźwięk tego słowa używa się dziś określenia „trzeci wiek” i przyznaje się mu wielki zakres wolności. Senior, bo nie starzec, staje się pełnoprawnym udziałowcem i konsumentem świata. Czyżby?

A na zakończenie cytat z Minoisa, który przywołuje znaną (?) baśń:

„Na początku Bóg określił długość życia ludzi i zwierząt na 30 lat; gdy osioł poprosił, żeby mu zabrać 18 lat, pies – 12, a małpa 10, człowiek zażądał dla siebie wszystkich lat zwróconych przez zwierzęta, co dało mu życie 70-letnie. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że będzie to czas bólu i niedołęstwa. Gdy upłynie już jego własne 30 lat, jak osioł musi przez 18 lat ciężko pracować; potem przez 12 snuje się jak pies, skamle, lecz nie ma już nawet zębów, żeby gryźć; wreszcie przez ostanie 10 lat, od 60 do 70, jest niespełna rozumu i ludzie śmieją się z niego, jak z małpy.”

I to chyba także się zmieniło. Na szczęście. A prawdą jest, że jak każda zmiana, tak i ta zależy od jej dysponenta, czyli osób dożywających do później dorosłości, w których cały czas kiełkuje młodzieńcza ciekawość i wola odkrywania oraz dzielenia się tak bogatą, kolekcjonowaną przez dekady mądrością.