Wujek Dobra Rada proponuje

14/01/2017; autor: Fundacja TERAZ

Łatwo powiedzieć, trudniej wdrożyć, a jeszcze trudniej wytrwać – czyli, jak zrobić by słowo ciałem się stało a postanowienia dziełem?

Pomyślałeś? Przemyślałeś? Przyszło ci do głowy wiele pomysłów, które chciałbyś wprowadzić w swoje życie i pewnie równie dużo problemów, z którymi warto się pożegnać. Zapisz wszystko na kartce (w komputerze). Słowo pisane ma wielką moc. Dodatkowo – zawsze możesz wracać do swojej listy i ewentualnie ją modyfikować. Albo wykreślać rzeczy zrobione.

Jeśli w twoim spisie jest zbyt wiele pozycji, po namyśle część usuń. Nie warto chwytać zbyt wielu srok za ogon jednoczenie. To z góry skazuje część z tych pomysłów na porażkę, a przecież nie chcesz planować swoich porażek na ten rok, prawda?

Teraz ułóż swoją listę tak, by na jej szczycie znalazły się sprawy najważniejsze i te, które chciałbyś zacząć zrealizować w pierwszej kolejności (to wbrew pozorom nie musi oznaczać tego samego).

Upewnij się, że zapisałeś wyłącznie to, czego sam chcesz, a nie to, czego inni od ciebie oczekują.

Teraz pomyśl sobie, że wszystkie te postanowienia, które wymyśliłeś sobie na ten rok, są celami, które chciałbyś osiągnąć, by dokonać w swoim życiu (prawdziwie dobrej) zmiany. Jeśli są one bardzo ambitne i trudne do przeprowadzenia – podziel je na etapy, szacując w przybliżeniu ile czasu zajmie wprowadzenie w życie każdego z nich. Tak łatwiej ruszyć z miejsca, a pokonanie tego pierwszego etapu da wiatr w żagle do dalszych kroków.

Pomyśl też, jak mógłbyś się nagrodzić za każdy pokonany kawałek tej sztafety do celu. Być może nagrodą będzie samo osiąganie celu, ale niewykluczone, że dodatkowa „premia” też zadziała stymulująco.

Wracaj do swojej listy regularnie. Sprawdzaj swoje postępy na bieżąco. Nikt ci nie urwie głowy, jeśli efekty będą nieco mniejsze niż planowałeś. Lepiej jednak mieć pod kontrolą stan realizacji swoich celów/postanowień i poddawać je ewentualnej korekcie niż za rok odnajdywać w szufladzie zakurzoną karteczkę (po co ja to pisałem?) i wyrzucać ją z myślą: znowu mi się nie udało. 🙁

Jeśli masz wątpliwości, czy sobie poradzisz, znajdź partnera, który będzie ci kibicować. Najwięksi ekstrawertycy mogą poprosić o wsparcie świat (wirtualni sekundanci), wrzucając  swoje „podjęcie wyzwania” na przykład na Facebook. Innym wystarczy oddany przyjaciel/przyjaciółka w „realu”.

Żeby było łatwiej, możesz trochę pooszukiwać swój mózg. Skoro on podobno nie rozumie słowa „nie”, to mu go nie wrzucaj. Zamiast na przykład myśleć – nie będę się objadał, sformułuj to inaczej: będę jadał zdrowiej, a na „dzień dziecka” będę sobie pozwalać raz na miesiąc.

Usuń ze swojego słownika, albo ogranicz na ile się da, słowo „spróbuję”. Jeśli powiesz sobie: „ spróbuję jadać zdrowo”, to zasygnalizujesz swojemu mózgowi rodzaj niezdecydowania, a sobie – prawdopodobnie nieświadomie otworzysz furtkę do porzucenia swojego celu. Słowo PRÓBA brzmi słabiej niż słowo DECYZJA i jest też „słabsze” w sensie decyzyjnym.

Wciąż sobie powtarzaj i przypominaj, że zmiana na ogół nie pojawi się od razu (chyba, że zmieniasz fryzurę). Swoją decyzją o zmianie uruchamiasz proces, który z definicji musi trwać. Tak, jak trening. Skoro zmieniasz stare nawyki, przyzwyczajenia, nie mówiąc już o nałogach, musisz wypracować całkiem nowe zachowania. Jeśli do tej pory zawsze coś robiłeś, to przecież nie robienie tego wcale, to prawdziwa rewolucja. Dlatego te nowe zachowania trzeba trenować i wytrenować. Dać sobie na to czas. Siłą napędową tej zmiany będzie twoja silna wola i determinacja w kształtowaniu nowego sposobu życia i bycia, co nie oznacza wcale, że masz się katować. Robisz to przecież dla siebie. W twoim najlepiej pojętym interesie.

Jeśli, po etapie euforii, przyjdzie zwątpienie, że już nie możesz, że jednak nie potrafisz, nie wywieszaj od razu białej chorągiewki. Zastanów się dlaczego tak pomyślałeś? Co się stało, że ogarnęło cię zwątpienie? Potem spróbuj sobie wyobrazić jak najbardziej plastycznie sytuację, w której jednak robisz to, co nagle wydało ci się nie do pokonania. To pomaga dostrzec ile zyskasz, gdy wyrzucisz z głowy paskudną myśl „nie dam rady” i przełamiesz swoją chwilową niemoc. Przecież, raz jeszcze to sobie powtórz, robisz to dla najważniejszej osoby – dla SIEBIE.

PS. Od przełomu 2016 na 2017 mijają już dwa tygodnie, a ty JUŻ dołączyłeś ( albo właśnie dołączasz) do najliczniejszej grupy, która najszybciej rezygnuje ze swoich postanowień? Nie martw się! Potknięcie zdarza się każdemu i dlatego pamiętaj, początek nowego roku nie jest jedynym momentem na korektę życia. Jeśli potrzebujesz specjalnej daty, która symbolicznie wspierać ma twoją odnowę, poszukaj innej. Część psychologów i lekarzy uważa na przykład, że zima w ogóle nie jest dobrym czasem na wprowadzanie zmian, bo jesteśmy, jako gatunek, bardziej nastawieni na przetrwanie (chłodu, braku światła). I, że łatwiej „obudzić się” z letargu wiosną. Dlatego wiele osób, swoje postanowienia odkłada na przykład do Wielkanocy, nieprzypadkowo określanej jako czas odnowy, czy bardziej religijnie – czas zmartwychwstania. Ale równie dobrą datą mogą być twoje urodziny lub inny dowolny dzień w roku, który dobrze ci się kojarzy. Zaplanuj. Nie próbuj, tylko zacznij. Powodzenia!! A jeśli chcesz byśmy w tej zmianie towarzyszyli, przyjdź do naszej Fundacji na bezpłatną konsultację.