Życie nie jest bajką

27/11/2017; autor: Fundacja TERAZ

Życie nie jest bajką, bo, jak głosi porzekadło, bajkę można powtórzyć, a życia nie. Powtórzyć pewnie nie, ale trochę pozmieniać?

Bajki, które nieodparcie kojarzą się nam z dzieciństwem rządzą się swoimi prawami. Dobre walczy ze złym i zawsze (no prawie) wygrywa, a potem wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Opowieści te opierają się na pewnych schematach. Jakich?

Księżniczki są piękne i dobre. Jeśli popadają w kłopoty, mogą zawsze liczyć na ratunek urodziwego księcia (chętnie na białym koniu). Każdy mały chłopiec chciałby dokonać takiego bohaterskiego wyczynu i ocalić nieszczęsną piękność z niedostępnej wieży. Szast-prast szpadą i problem rozwiązany. I do następnej przygody…Niech sobie księżniczka żyje długo i szczęśliwie, ale ja już nie mam czasu. Inne wyzwania są takie obiecujące. Jeśli takie myślenie rozwinie się pod wpływem wieczornych opowieści taty lub mamy, jeśli podtrzyma je życie, odcinając od problemów i obowiązków, może z takiego chłopca wyrosnąć prawdziwy Piotruś Pan (wymyślił go pisarz James Matthew Barrie, spopularyzował w filmie animowanym Walt Disney). Mężczyzna, który nigdy nie dorasta (nie chce dorosnąć), zatrzymując się na etapie wiecznego chłopięctwa. Rzeczywistość odbiera płytko, nie przejmuje się problemami; wszak w bajkach one same się rozwiązują, no może z niewielką pomocą magii. W życiu tak nie jest? Niemożliwe. Psychologowie nazywają taką postawę życiową „syndromem Piotrusia Pana”.

Z kolei każda dziewczynka (no dobra, co druga?) marzy, by być królewną. No choćby księżniczką. Często zakochany w córce tata tak właśnie ją nazywa. I choć nie ma w tym nic złego, warto pamiętać, by nie wychowywać jej tak, aby rosła z myślą o należnym sobie księciu z bajki i życia nie sprowadzała do czekania na niego (w domyśle – pragnienia, by ktoś się nią zaopiekował, podjął za nią trudne decyzje, wybawił z opresji). Oczywiście każdy z nas potrzebuje oparcia i wsparcia, wyciągniętej ręki czy pomocy, ale z reguły sami mierzymy się z problemami, nie oczekując tego jedynego wybawiciela.

Na tym polega tzw. syndrom Kopciuszka, opisany już prawie 40 lat temu przez amerykańską badaczkę Colette Dowling, autorkę książki o kobiecym strachu przed niezależnością – „Kompleks Kopciuszka: ukryta obawa kobiet przed niezależnością” (The Cinderella Complex: Women’s Hidden Fear of Independence).

To oczywiście bardzo skrajne przypadki wpływu bajek i baśni na nasze życie i niepożądanych zmian, które pośrednio wywołują. Istnieje ogromne „pomiędzy” zdefiniowane przez Christiana Andersena następująco: „bajki są jak pudełka – opakowania są przeznaczone dla dzieci, środek dla dorosłych”. Pewnie dlatego można je czytać całe życie, od dziecka do starości, odkrywając kolejne prawdy, nowe znaczenia, docierając do utajonych symboli i mitów.

Bajki, pozostając w zgodzie ze swoją fabułą, ewoluują. Szczególnie od połowy XIX zaczęto je cenzurować, na przykład eliminując naturalistyczne i brutalne opisy śmierci, która spotyka wszystkie wiedźmy, baby-jagi i czarownice za zło, którego się dopuściły. Nawet jednak w wersji „light” bajki uczą nas jak postrzegać świat, jak rozumieć prawa nim kierujące. Na prostych przykładach zwierzątek, baśniowych stworków opowiadają o przyjaźni i lojalności, potrzebie wytrwałości, zalecie prawdomówności – słowem o całkiem poważnych problemach.

Ewoluując, gubią też baśnie wiele wątków; czasem pozostają z nich tylko pewne motywy, wokół których buduje się nowe treści. Cóż, życie nie znosi próżni, a dodatkowo czasy się zmieniają, a wraz z nimi i bajki. Dziś zresztą, w dobie internetu, przez który można sobie zamówić „spersonalizowaną opowieść”, możemy spróbować sami napisać bajki. Dla dzieci, ale także dla siebie, szczególnie, gdy chcemy osiągnąć jakieś pozytywne zmiany w życiu. Uruchamiamy w ten sposób pozytywne myślenie, które jak wiadomo pozwala czasem czynić cuda.

Zasada jest wciąż taka sama: bohaterowie są dobrzy, przychodzi im zmierzyć się ze złem. Wszystkie perypetie wieńczy happy end. Umiejętnie skonstruowany/skonstruowana główny bohater/bohaterka (w domyśle ktoś z nas) przeżywają sytuacje, które przydarzają się naprawdę. Zło pojawia się jako problem, z którym zmagamy się w realu, a my piszemy pozytywny scenariusz jego rozwiązania.

Podobnie z bajkami dla dzieci, którym łatwiej oswoić swoje lęki, zmienić myślenie o sobie i swoich problemach, kiedy tak trudno jeszcze o racjonalne myślenie przyczynowo skutkowe.  Jeśli opowiemy historię o innym chłopczyku lub dziewczynce za siedmioma górami i za siedmioma lasami, która ma takie same kłopoty jak on/ona i fantastycznie te kłopoty. Przezwycięża, istnieje wielkie prawdopodobieństwo uwierzenia we własne siły dla rozwikłania swoich małych (a czasem bardzo wielkich) problemów.

Happy end

Nie da się? Włóż swoje lęki między bajki, a jest duża szansa, że się da!